Filmu nie ma, są dobrzy aktorzy, którzy spacerują bez celu po pięknym Rzymie. Nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby nie pusty scenariusz Allena, jego fenomenalnie banalne dialogi i konieczność oglądania jego samego na ekranie. Na emeryturze lepiej jednak odpoczywać niż kręcić filmy, zwłaszcza jak nie ma się kompletnie nic do powiedzenia i epatuje się przygnębiającym wyglądem. Allen niestety usiłuje rozśmieszać widza czymś, co już od dawna nie jest na topie, ale on odważył się na to dopiero tuż przed osiemdziesiątką.
Akurat wątek Allena i tak był najciekawszy na tle innych historii. Za to ten, w którym występował Baldwin, to dopiero tragedia. Bezsensowne, nudne i pseudointelektualne dialogi. Nie jestem fanką Allena i nie dane mi było obejrzeć jego osławionych filmów z Keaton czy Farrow, ale nawet biorąc pod uwagę jego nowsze "dzieła", to różnica między tym filmem a wcześniejszymi jest spora.
I nawet ta Italia jakaś niespecjalna, oklepana, jak z katalogu Itaki.
Po obejrzeniu tego filmu, przypomniały mi się słowa krytyka z "Osiem i pół": "Na świecie jest tyle zbędnych rzeczy, że nie należy potęgować tego chaosu". I tego Allen (podobnie jak my wszyscy) powinien się trzymać.