Jest spora liczba dobrze sfilmowanych oper i jeśli masz skłonność do Mozarta, to trzeba wymienić przede wszystkim świetny film Loseya (Don Giovanni) i równie doskonały, choć nie przez wszystkich miłośników Mozarta akceptowany film Sellarsa. Rozgrywa się on wśród nowojorskich handlarzy narkotyków i ćpunów. Nie zawsze takie uwspółcześnienie wychodzi operze na zdrowie, jednak w tym przypadku jestem zdecydowanie na tak.
Jeśli spojrzeć w stronę innych kompozytorów to z pewnością warto wspomnieć "Carmen" Rosiego (czołówka, którą się zapamiętuje), czy "Otello" Zeffirellego. Można wymienić znacznie więcej.
Jeśli zaś chodzi o filmy fabularne, w których muzyka operowa, czy poważna odgrywa dużą rolę to w pierwszej kolejności przychodzi mi na myśl "Amadeusz" Formana, "Farinelli: ostatni kastrat" Gerarda Corbiau, "Wszystkie poranki świata" Alaina Corneau, "Ludwig" - ten ostatni przesycony muzyką Wagnera, którego uwielbiam. Visconti chyba też, bo nie tylko zrobił "Ludwiga", ale też "Zmierzch bogów", w którym również Wagnera nie brakuje. Nie można zapomnieć o filmach Russella - "Kochankowie muzyki" (o Czajkowskim) i "Mahler"
Nie zawsze są to filmy dobre, ale muzyki, wspaniałej zresztą, w nich jest pod dostatkiem.
Pamiętasz może czy w tym filmie była scena, w której Mozart gra w bilard? Bo jestem prawie pewna, że tak...
To wiem, ale był taki koment, że Wolfgang i Lorenzo rozmawiali o kobiecie, chyba o Ferrarese i Wolfgang z niego żartował...i coś właśnie w tym momencie robił konkretnego, a mi wydaje się, że to była gra w bilard. Chyba będę musiała poszukać tego.
Hmm... Może i tak było, nie zwróciłam uwagi.
Przepraszam, awatar mnie zmylił i Cię nie poznałam(kogo na nim masz?).
A potrzebne Ci to do czegoś konkretnego czy pytasz z ciekawości?
Z ciekawości.
Haha, wystarczy zmienić avatar, by własny znajomy Cię nie poznał. ;-D
Oczywiście żartuję sobie. To zabawne, że mnie nie poznałaś.;) Pani nazywa się Tracy Ifeachor.