PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=480036}
7,0 92 619
ocen
7,0 10 1 92619
6,5 27
ocen krytyków
Co nas kręci, co nas podnieca
powrót do forum filmu Co nas kręci, co nas podnieca

Nie jestem znawczynią Allena więc nie mogę rzucać cytatami i porównaniami do innych filmów, ale znając kilka jego produkcji spodziewałam się czegoś lepszego.
W Whatever Works wszyscy bohaterowie są skonstruowani boleśnie płasko - główny bohater Boris miał byc postacią tragiczną, a więc jest starym zgredem co to mu się próba samobójcza nie udała, a w dodatku, co gorsza, jest geniuszem, a cała ludzkość do pięt mu nie dorasta poziomem intelektualnym i świadomością klęski. Cokolwiek mówią inni, moim zdaniem tworzący tę postać aktor gra drętwo i nieprzekonująco, każdą swoją kwestię o tym jacy ludzie są beznadziejni i wszyscy umrzemy mówi bez jednego grymasu, niemal radośnie, co w moim odczuciu kupy się nie trzyma.
Nie znam Allena, ale po tym filmie nie mogę oprzeć sie wrażeniu że jest cholernie seksistowski. Główna bohaterka Melody nie reprezentuje sobą niczego poza urodą i głupotą, która wbrew pozorom w niczym jej nie przeszkadza, a to dzięki cesze nr jeden. Jest boleśnie (wiem, że sie powtarzam, ale brak mi innych słów, to po prostu bolene) stereotypową ładną dziewczyną z południa - ubiera sie na różowo, jest religijna, ma proste poglądy, niebieskie oczy i blond włosy, które upina gumkami frotkami na samym czubku głowy w dwa kucyki, które chyba miały nadać jej jeszcze bardziej niewinny wygląd, a zrobiły z niej udawaną dwunastolatkę, a co za tym idzie, z Borisa zrobiły prawie pedofila. Mały rozumek nie przeszkadza ani Borisowi, który żeni się z nią właściwie nie wiadomo dlaczego, bo ani seksu nie lubi, ani sobie z dziewczyną za bardzo pogadać nie może, z resztą może o to chodzi, bo i tak nie lubi słuchać niczego poza własnym głosem. Nie przeszkadza to też jej następnemu partnegowi, który - o bogowie! - zakochuje się w niej od pierwszego widzenia i to uczucie nie zmienia się przez długie miesiące, mimo że przez cały ten czas nie zamienił z nią ani słowa. W ostatniej scenie filmu, gdy Melody kolejny raz wykazuje się niemal kreskówkową, tak bardzo przerysowaną głupotą, klepie ją uspokajająco mówiąc, że wszystko jej potem wytłumaczy. Co oznacza, że, hej dziewczyny! Nie musicie mieć w głowie nic, nawet skończonej szkoły średniej, bylebyście miały ładne buzie, a poleci na was i stary geniusz, i młody przystojny jak heros romantyk, co w dodatku, żeby było bardziej słodko, mieszka na łodzi i kocha pieski.
Na koniec mamy happy end, gdzie każdy kogoś ma, niezależnie od tego czy jest młody, głupi i ładny, czy stary, brzydki i nie lubi seksu. Siedzę w internetach i zaraziłam się takim nieeleganckim hasłem, które się tu idealnie wpasowuje - rzygam tęczą!
Pisząc to wszytko już sama nie wiem, czy nie dałam się przypadkiem złapać w Allenowskie sieci, bo to wszystko jest tak przykro tandetne, płaskie, przesłodzone i stereotypowe, że to chyba musi być parodia, pastisz i celowe przerysowanie. Jeśli jednak to wszystko jest na serio, to nie wiem gdzie jest ten allenowski geniusz, ja w tym filmie go nie widzę.

ocenił(a) film na 9
dlugopisarka

Oglądając "Co nas kręci, co nas podnieca" odniosłam takie samo wrażenie - że niektóre postaci są bardzo szablonowe i posiadają chyba wszystkie cechy konkretnego typu, o czym właśnie wspomniałaś. Nie sądzę jednak, żeby to było wyznacznikiem prostoty filmu, a właśnie przeciwnie - kontrastując ze sobą konkretne _postawy_, nie oryginalne osobowości, osiągnięto całkiem przyzwoitą, złożoną, uniwersalną wymowę.
Melody jest aż przesadnie głupia, przecież nie sposób nie dostrzec tego wyolbrzymienia. Boris jest przesadnie zgorzkniały, Randy Lee James zbyt romantyczny, itd. Chodziło (według mnie) o to, żeby dosadnie podkreślić to, jaką drogę pokonują w samodoskonaleniu i jak miłość im w tym pomaga. Balansuje te ich dziwactwa. I jak dwoje ludzi leczy się nawzajem ze swoich wad, kiedy dobierze się w dopasowaną parę. Melody najpierw rzuca powiedzonkami, które Boris uważa za głupie, ale później robi coś jeszcze głupszego - wypowiada się naukowymi frazesami, których sama nie rozumie, ale wydają jej się odpowiednie i wciąż nie może odnaleźć siebie. Ale Boris pokochał ją dlatego, że mógł być przy niej geniuszem, a ona mogła odegrać rolę pielęgniarki - uczennicy, czyli oboje spełniali swoje potrzeby. Tylko z czasem potrzeby się zmieniły, więc zmienili się też partnerzy. Randy'emu nie przeszkadza, że jest głupia - są właściwie połówkami tego samego owocu. :) I tu wcale nie chodzi o to, że jest ładna, bo atrakcyjność dziewczyny wzrasta w oczach staruszka wraz ze stażem znajomości, więc cały twój wywód o tym, jak to dziewczynie wystarczą ładne oczy jest po prostu bezpodstawny.
Wybacz, ale to ty przyjęłaś ten film w bardzo płytki sposób, jeśli jedyne, na czym się skupiłaś to wygląd i poszczególni bohaterowie, bo tematem filmu są relacje między nimi i to, jakie przynoszą skutki. Bądź geniuszem i skup się na całości obrazu, tak jak poradziłby ci Boris.

ocenił(a) film na 4
dlugopisarka

Nie powaliło mnie

ocenił(a) film na 3
dlugopisarka

Brawo! Trafiłaś tym komentarzem w sedno tego, co sam czułem po tym filmie. "Gdzie ten geniusz?" - to samo pytanie przyszyło mi do głowy. Film jednowymiarowy, odpychający, pełen frustracji. O ile początek jeszcze wydał mi się śmieszny, w miarę rozwoju akcji dobra aura gdzieś rozmywała się w treści tejże produkcji. Nic, naprawdę, nic ciekawego.

ocenił(a) film na 9
dlugopisarka

To nie jest film dokumentalny, więc taka szczegółowa analiza jaką przeprowadzasz nie prowadzi donikąd. W przerysowaniu i grotesce Allen po raz kolejny bardzo udanie moim zdaniem, pokazał bezsens i rozpacz naszego świata. Bo tak naprawdę nie ma się z czego śmiać. Nawet to chwilowe szczęście które bohaterowie osiągają jest tylko chwiejnym balansowaniem na krawędzi dachu.
I tyle. Albo taką wizję akceptujesz, albo odrzucasz. Nie ma co się bezproduktywnie rozwodzić nad kolorem ubrań, gestem czy grymasem aktora.

ocenił(a) film na 8
dlugopisarka

@dlugopisarka "to chyba musi być parodia, pastisz i celowe przerysowanie". Trafiłaś w sedno.
Cyt. DeVroo "Albo taką wizję akceptujesz, albo odrzucasz. Nie ma co się bezproduktywnie rozwodzić nad kolorem ubrań, gestem czy grymasem aktora.".
Wszystko w tym temacie.

ocenił(a) film na 8
jag66

Idealnie.

ocenił(a) film na 5
dlugopisarka

Tak, trudno się z tą opinią nie zgodzić. Cenię Allena, ale za humor w stylu "Zelig", czy "Wszystko, co zawsze chcieliście wiedzieć..." ewentualnie za błyskotliwe dialogi w "Manhattanie" Jego kino europejskie zupełnie do mnie nie przemawia, ale to co zobaczyłam w "whatever works" to już totalny intelektualny upadek. Geniuszu w tym żadnego. I zgadzam się z dlugopisarką, że tworzenie tak przerysowanych postaci oznacza dla mnie tyle, że Allen chyba przestaje mieć szacunek do widza.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones